FINANSOWE REWOLUCJE, CZYLI JAK MINISTER FINANSÓW CHCE OKRAŚĆ POLAKÓW Z WOLNOŚCI!

Rządowe rewolucje, które nastąpiły po październikowych (2019 r.) wyborach parlamentarnych, wprowadziły zmiany m.in. na szczeblach ministerialnych. Ministrem finansów w nowym rządzie Prawa i Sprawiedliwości został Tadeusz Kościński. Tak jego postać, jak i same plany budzą wiele kontrowersji. Polski minister urodzony w Londynie?! Bez wyższego wykształcenia?! Prawa ręka Rotschildów?! Człowiek, który chce zabrać pieniądze Polakom i oddać je bankom?! Przyjrzyjmy się sprawie bliżej.

Kim jest nowy minister finansów?

Tadeusz Kościński urodził się w Londynie w 1956 roku.

Już na samym początku mamy styczność z hipokryzją włodarzy, którzy deklarowali patriotyczną postawę i stanowisko, że w sprawach najwyższej wagi powinni zarządzać tylko rodowici Polacy, którym zależy na dobru kraju i jego obywateli.

Czy działalności pana Kościńskiego przyświecają te idee? O tym za chwilę…

Wracając do samej postaci nowego ministra finansów, wiele kontrowersji budzi jego wykształcenie, a raczej jego brak.

Otóż Tadeusz Kościński studiował na Goldsmith’s University of London botanikę, biologię i geologię.

tadeusz-kościński.jpg
Tadeusz Kościński

Ostatecznie skupił się na geologii i chociaż to dzięki niej zyskał w Anglii tzw. high level of education, to jednak w polskim systemie szkolnictwa ten szczebel odpowiada jedynie wykształceniu średniemu.

Sam pan minister w rozmowie z Business Insider Polska tłumaczył, że od 47 lat pracuje w bankowości, nikt go nigdy nie pytał o wykształcenie, więc nie miał potrzeby nostryfikowania angielskiego dyplomu.

Historia prawie 50-letniej pracy Kościńskiego obejmuje najwyższe stanowiska w bankowości i administracji państwowej.

Najpierw pracował w japońskim w Tokai Banku, a później przez ponad 10 lat był starszym menedżerem w londyńskim oddziale polskiego Banku Handlowego.

Kiedy w Polsce nastąpił upadek komunizmu, Kościński przyjechał do naszego kraju.

Początkowo prowadził jedynie wykłady o bankowości i rynkach kapitałowych, ale już w latach 90. XX w. zaczął robić karierę w raczkującym systemie polskiej bankowości.

Pracował w Polskim Banku Rozwoju, BPH, Banku Śląskim i Wielkopolskim Banku Kredytowym, gdzie jako dyrektor odpowiadał za back-office, skarb i płatności międzynarodowe.

Kiedy doszło do fuzji Banku Zachodniego i WBK, Mateusz Morawiecki został szefem pionu operacyjnego, któremu Kościński bezpośrednio podlegał.

W powstałym po fuzji BZ WBK Kościński był dyrektorem odpowiedzialnym za skarb, później IT, karty debetowe, sieć bankomatów, call center i bankowość internetową, stał się biznesowym partnerem Morawieckiego.

Następnie jego kariera przeniosła się do administracji państwowej.

W 2015 r., kiedy to Morawiecki został wicepremierem i ministrem rozwoju, do rządu „przypadkiem” trafił Kościński, który odpowiadał tam m.in. za obszar gospodarki cyfrowej, promocję gospodarki, politykę eksportową i inwestycyjną.

W 2018 r. po jednej z rządowych rewolucji Tadeusz Kościński trafił do nowego Ministerstwa Przedsiębiorczości i Technologii, w którym był odpowiedzialny m.in. za przygotowanie i wdrożenie reformy specjalnych stref ekonomicznych (SSE), która zwiększyła atrakcyjność inwestowania w Polsce.

Od lipca 2019 r. Kościński przeszedł do Ministerstwa Finansów, gdzie najpierw zajmował się polskim systemem podatkowy, chociaż jest żadnym ekspertem w tej dziedzinie nie jest, a potem po wyborach otrzymał stanowisko ministra finansów.

Okraść Polaków z oszczędności

Kościński nienawidzi gotówki, jest skłonny zrobić bardzo dużo, nawet znaleźć finansowanie zewnętrzne, byleby tylko pozbyć się gotówki z przestrzeni publicznej.

To kolejny krok ku PiS-owskiej działalności wprowadzenia Polski bezgotówkowej.

Dlaczego? Bo gotówka daje obywatelom wolność, to zupełny brak kontroli, a zapisy cyfrowe w systemie bankowym to swoiste niewolnictwo, w którym ani nie są bezpieczne nasze oszczędności, ani nie ma mowy o prywatności.

To totalna inwigilacja tego, co kupujemy i ile wydajemy.

oszczędności-polaków.jpg
foto.shutterstock.com

Ponadto nowy minister finansów jest oburzony faktem, że Polacy trzymają swoje oszczędności w przysłowiowej skarpecie, a według szacunków jest ich aż 200 miliardów złotych.

Jego zdaniem te pieniądze powinny trafić do banków i tam pracować na dobro gospodarcze kraju, bo trzymane w domu są tylko bezużytecznym kawałkiem papieru.

W banku natomiast pozostają w stałym obrocie (i pod stałą kontrolą – dodajmy raz jeszcze).

Pan Kościński podkreśla także, że według obliczeń Banku Światowego dzięki przeniesieniu oszczędności Polaków do banków, „my” czyt. banki, zyskują 10 proc. stopy zwrotu od zainwestowanej kwoty, czyli 20 mld zł rocznie.

Ile zyskuje z tego przeciętny posiadacz konta? Albo inaczej – ile zwrotu na kontach oszczędnościowych średnio oferują nam banki?

Od 0,5 do 1,5 proc.! Nie trzeba być geniuszem, żeby obliczyć, ile zyskują na operacjach naszymi ciężko zarobionymi pieniędzmi…

Kasacja gotówki

W jednym z wywiadów pan Kościński jasno sprecyzował swój cel – doprowadzić do tego, by Polska w 100 proc. była krajem bezgotówkowym, dodając, że to niby społeczeństwo „chce” takich zmian.

Na jakiej podstawie tak twierdzi – hmm… wielka niewiadoma.

Podkreśla jednak, że taka zmiana byłaby niewątpliwie dobra dla urzędników, którzy nie mieliby kłopotów z kontrolowaniem przepływających wpłat.

polska-bezgotówkowa.jpg
foto.shutterstock.com

Nowy minister finansów zauważa w tym wszystkim główny problemem – otóż chodzi o prowizję od transakcji bezgotówkowej.

Ale i na to znajduje rozwiązanie! Otóż program Fundacji Polska Bezgotówkowa (reklamy coraz częściej widać na łamach polskiej TV) jest w stanie zniwelować te „niedogodności”, byleby tylko Polacy mogli za każdą transakcję w sklepie czy w urzędzie płacić bezgotówkowo.

Czemu ma służyć ta „dobroduszność”?

Otóż jednemu – wyrobieniu w nas nawyku, odebraniu nam alternatywy, czyli w skrócie – przyzwyczajeniu.

Na razie terminale płatnicze są tylko alternatywą, jedną z możliwych opcji płatności do wykorzystania.

Z czasem, gdy Polacy przyzwyczają się do płatności kartą itd., prawdopodobnie te prowizje od transakcji bezgotówkowych wrócą, bo z czegoś państwo pieniądze na wszelkie „wsparcia” mieć musi, ale przecież odwrotu nie będzie, bo każdy już przyzwyczai się do niekorzystania z gotówki.

Prowizje to jedno źródło korzyści dla budżetu państwa.

Przecież każdy, kto będzie zmuszony płacić bezgotówkowo, będzie musiał mieć kartę czy jej substytut, a do tego potrzebne jest posiadanie konta w banku.

Co więc się dzieje – każdy Polak w Polsce bezgotówkowej będzie zobowiązany do założenia konta bankowego.

A konta czy karty za 0 zł? – coraz częściej to już przeszłość.

Do tego dochodzi kwestia bankowych „chwytów”, które zachęcają do bezgotówkowych płatności.

Nie chcesz zapłacić miesięcznej prowizji za posiadanie karty? – Użyj jej do minimum 3 transakcji bezgotówkowych lub zrób zakupy kartą za minimum 300 zł w miesiącu.

Co więc robi statystyczny Polak? Odruchowo płaci kartą, by tylko uniknąć prowizji.

Takim właśnie działaniem, wpadamy w pułapkę, banki wyrabiają w nas nawyk robienia bezgotówkowych transakcji.

Nigdy rząd nie ponosi kosztów bez zysków, nawet gdy musi na nie poczekać.

Inwestowanie w bezgotówkowy system płatności przyniesie w przyszłości zysk do kieszeni rządu i banków, które podkreślmy, w większości polskie nie są.

⇒ Czytaj także: CZŁOWIEK JEST WIĘŹNIEM KONSUMPCJI! – PODATKI TO MASOWE OSZUSTWO

WSPARCIE NIEZALEŻNYCH PORTALI

*Niebieską czcionką zaznaczono odnośniki np. do badań, tekstów źródłowych lub artykułów powiązanych tematycznie.

Tadeusz Kościński, minister finansów – społeczeństwo chce płacić bezgotówkowo:

Minister finansów o totalnej inwigilacji tego, co kupujemy: