ANITA MOORJANI – PIĘĆ ŻYCIOWYCH LEKCJI KOBIETY, KTÓRA OTARŁA SIĘ O ŚMIERĆ

Anita Moorjani przez cztery lata walczyła z rakiem węzłów limfatycznych. Lekarze nie dawali jej szans na przeżycie. 2 lutego 2006 roku zapadła w śpiączkę. I właśnie wtedy nastąpił przełom. W stanie śpiączki była świadoma najmniejszych szczegółów tego, co się działo dookoła niej. Przebywając w tym zdumiewającym rozszerzonym stanie świadomości, czuła, że jestem pełna światła i że wszystko rozumie. Z tego doświadczenia wyniosła nie tylko łaskę uzdrowienia, ale i życiowe nauki, którymi podzieliła się ze światem.

Historia Anity Moorjani

Anita Moorjani urodziła się 16 marca 1959 r. w Indiach.

Wkrótce po urodzeniu jej rodzina przeniosła się na Sri Lankę, a następnie, gdy dziewczynka miała dwa lata, przenieśli się do Hongkongu , gdzie dorastała wraz ze starszym bratem Anoopem.

Moorjani i jej brat uczyli się w brytyjskich szkołach, gdzie jako przedstawiciele mniejszości etnicznej wielokrotnie doznawali nękania i szykanowania.

W lutym 2002 roku Anita wykryła guzka na szyi. Zdiagnozowano raka węzłów limfatycznych.

Początkowo Moorjani odrzuciła medycynę konwencjonalną, ponieważ wcześniej była świadkiem tego, jak kilka bliskich jej osób umarło z powodu raka, pomimo intensywnych konwencjonalnych metod leczenia.

W ciągu następnych miesięcy Moorjani eksperymentowała z różnymi alternatywnymi praktykami uzdrawiania, ale bezskutecznie.

Następnie przeszła kilka konwencjonalnych metod leczenia raka, jednak choroba postępowała tak szybko, że w pewnym momencie lekarze poinformowali ją i jej rodzinę, że jest za późno na ratowanie życia:

Do dnia mojej śmierci w ciągu czterech lat walczyłam z rakiem. W ciągu tego czasu choroba zniszczyła moje ciało. Poczynając od węzłów chłonnych na mojej szyi, ta choroba wywarła niszczycielski wpływ na cały mój system limfatyczny.

W ciągu czterech lat cierpiałam z powodu guzów, które tworzyły się na mojej szyi, rękach, piersiach, okolicach brzucha. Guzy te były wielkości cytryn. Zanim wpadłam w śpiączkę, moje płuca były przez cały czas wypełnione płynem. Za każdym razem, gdy próbowałam się położyć, dusiłam się tym płynem.

Moje mięśnie uległy całkowitemu zniszczeniu, ważyłam około 38 kilogramów. Wyglądałam niczym szkielet obciągnięty skórą. Byłam okryta otwartymi ranami, z których wyciekały lepkie toksyny. Nie byłam w stanie trawić jedzenia. Przez cały czas doskwierała mi gorączka.

Nie mogłam chodzić, bo moje mięśnie odmówiły posłuszeństwa, dlatego przez cały czas leżałam albo wożono mnie na wózku inwalidzkim. Przez cały czas byłam podłączona do maski tlenowej, bo bez jej pomocy po prostu nie byłam w stanie oddychać – opowiada w jednym z wywiadów.

W dniu 2 lutego 2006 r. zapadła w głęboką śpiączkę.

W stanie nieprzytomności i przy całkowitej niewydolności narządów Anita doświadczyła bliskiej śmierci, doświadczenia, które zmieniło jej życie.

Ze śpiączki wyszła 30 godzin później.

Moorjani twierdzi, że podczas niej doświadczyła wielu charakterystycznych szczegółów doświadczenia bliskiej śmierci.

Jej relacja obejmuje doświadczenie bycia poza ciałem z obserwacjami i świadomością istnienia fizycznego otoczenia:

Wyczuwałam obecność mojego męża: był zmęczony, ale był obok i trzymał mnie za rękę. Byłam świadoma wszystkiego tego, co robili lekarze — jak w moje ciało wprowadzano przewody i jak z moich płuc odprowadzano płyn, abym była w stanie oddychać.

Byłam świadoma najmniejszych szczegółów tego, co się działo dookoła mnie. Było to tak, jakbym posługiwała się widzeniem peryferyjnym, obejmującym 360 stopni. Mogłam widzieć wszystko, co się działo dookoła mojego ciała — nie tylko w pokoju, gdzie leżałam, ale również za jego granicami.

Czułam się większa niż moje ciało. Byłam świadoma, że jest to moje ciało, mogłam je widzieć, jak leży na łóżku szpitalnym, ale już nie byłam do niego przywiązana. Czułam, że mogłam być wszędzie w tym samym czasie. Przebywałam tam, gdziekolwiek skierowałam swoją świadomość.

Kobieta twierdzi, że ​​miała silną niechęć do powrotu do swojego cierpiącego i umierającego ciała fizycznego, ale została zachęcona do powrotu przez ojca i najlepszego przyjaciela, którzy powiedzieli jej, że musi wrócić i żyć bez strachu:

Następnie uświadomiłam obecność swojego ojca i swojego najlepszego przyjaciela, których straciłam, bo obaj nie żyli. Jednak w tym momencie odczuwałam ich obecność obok mnie, pomagali mi i obcowali ze mną.

Przebywając w tym zdumiewającym rozszerzonym stanie świadomości, czułam, że jestem pełna światła i że wszystko rozumiem. Zrozumiałam przyczyny, dlaczego zachorowałam na raka. Zrozumiałam, że jestem znacznie większa i silniejsza. Moje wyobrażenie o sobie różniło się od tego, co o sobie zazwyczaj myślimy, przebywając w naszym ciele fizycznym.

[…] jednak później zrozumiałam, że jeśli będę w stanie w pełni zrozumieć to, co przed chwilą mi się ujawniło i że gdy zrozumiem przyczynę, dla której zachorowałam na raka i postanowię wrócić do mojego ciała, to będzie ono w stanie bardzo szybko się zregenerować. W tym momencie postanowiłam wrócić. Usłyszałam, jak mój najlepszy przyjaciel i mój ojciec powiedzieli mi: „Musisz wrócić do swojego życia nie odczuwając strachu właśnie teraz, gdy znasz prawdę i wiesz, kim naprawdę jesteś”. W tym momencie wybudziłam się ze śpiączki.

Po wyjściu ze śpiączki guzy Anity zmniejszyły się o około 70% w ciągu czterech dni, a w ciągu pięciu tygodni była już wolna od raka i opuściła szpital, chociaż musiała spędzić kilka miesięcy na zajęciach fizjoterapii, aby odzyskać siły i przywrócić do formy wszystkie mięśnie i kończyny.

Pięć życiowych lekcji

Doświadczenia, które Moorjani zdobyła podczas bliskiego kontaktu ze śmiercią, zebrała w książce „Umrzeć by stać się sobą”, która trafiła na listę bestsellerów The New York Times dwa tygodnie po wydaniu.

Z tego przeżycia wysnuła pięć wielkich lekcji, którymi dzieli się ze swoimi czytelnikami.

Oto i one (zachowano oryginalne wypowiedzi Anity Moorjani):

Lekcja 1 – miłość jest najważniejszą rzeczą, na którą musimy skierować swoją świadomość.

Jest to zagadnienie pierwszorzędne.

Łatwo powiedzieć: „Powinniście kochać ludzi”, ale jedną z przyczyn, dla której zachorowałam na raka, było to, że nie kochałam SWOJE WYŻSZE JA.

Jest to niezwykle ważne.

Gdy kochamy samych siebie, to oznacza, że doceniamy też samych siebie.

Gdy doceniamy samych siebie, pokazujemy innym, jaki powinni mieć do nas stosunek.

Gdy kochamy samych siebie, nie potrzebujemy kontrolować lub zastraszać innych ludzi albo pozwalać innym na kontrolowanie i zastraszanie nas.

Kochanie siebie samego jest równie ważne, jak kochanie innych. Im bardziej kochacie samych siebie, tym więcej macie w sobie miłości, którą możecie dać innym.

Lekcja 2 — należy żyć bez strachu.

Wielu z nas od dziecka karmiono strachem.

Nauczono nas, że musimy się wszystkiego bać.

Bałam się wszystkiego: raka, złego pożywienia, tego, że nie spodobam się innym ludziom — wszystkiego.

Bałam się niepowodzeń.

I większość z nas wyrosła w podobnym strachu.

Ludzie myślą, że strach chroni ich przed niebezpieczeństwem, ale w rzeczywistości tak nie jest.

To miłość nas chroni.

Gdy rzeczywiście kochacie samych siebie i innych, jesteście przekonani, że jesteście bezpieczni i że ludzie, których kochacie, nie znajdą się na niebezpiecznej drodze.

Miłość jest niezawodnym środkiem obrony.

Chroni ona was znacznie lepiej niż strach.

Lekcja 3 – humor, śmiech i radość.

Od urodzenia wiemy, czym jest śmiech, radość i humor.

Od urodzenia wiemy, że śmianie się jest niezmiernie ważne, dlatego dzieci robią to przez cały czas.

Od urodzenia wiemy, czym jest miłość i brak strachu.

Jednak w miarę naszego wyrastania nasz śmiech i radość przestają być bez przyczyny, stają się warunkowe.

Śmiech, humor oraz zdolność do dostrzegania radości w życiu są niezmiernie ważne.

Są ważniejsze niż każda inna nasza działalność życiowa, którą możemy sobie tylko wyobrazić.

Nasz świat wyglądałby całkiem inaczej, gdyby w naszym życiu było więcej radości i gdyby nasi politycy umieli się śmiać.

Gdybyśmy umieli się śmiać, mielibyśmy znacznie mniejszą ilość chorych ludzi, szpitali i więźniów.

Lekcja 4 – życie jest darem.

Wielu z nas przeżywa swoje życie w taki sposób, jakby to była wykańczająca codzienna harówa, ale przecież tak wcale nie powinno być.

Niestety, rozumiemy cenę życia tylko wtedy, gdy tracimy coś cennego.

Musiałam utracić życie, aby zrozumieć jego wartość.

Nie chciałabym, aby inni ludzie popełniali ten sam błąd, dlatego też dzielę się swoimi przeżyciami z wami.

Nie chcę, aby ludzie rozumieli wartość swojego życia tylko wtedy, gdy już jest zbyt późno.

Wasze życie jest darem.

Darem są również te wszystkie próby losu, których doświadczacie.

Gdy zachorowałam na raka była to dla mnie ciężkie doświadczenie.

Jednak dzisiaj, patrząc wstecz na swoje przeżycia, rozumiem, że rak był moim największym darem od losu.

Ludzie myślą, zresztą myślałam bardzo podobnie, że rak mnie zabijał, ale w rzeczywistości zabijałam samą siebie, zanim zachorowałam na raka.

Rak uratował moje życie.

Darem są wszystkie ciężkie przeżycia, wszystkie próby losu.

Ludzie zawsze to odkrywają na samym końcu tej podróży.

Jeśli w tej chwili odczuwacie trudności życiowe i nie czujecie, że jest to dar od losu — oznacza to, że jeszcze nie doszliście do samego końca.

Lekcja 5 — należy być sobą.

Bądźcie sobą w takim stopniu, na ile jest to możliwe.

Promieniujcie światłem tak jaskrawo, jak to tylko możliwe.

Wykorzystajcie swoją unikatowość!

Zrozumcie, kim jesteście, dojdźcie do sedna tego, kim jesteście.

Kochajcie samych siebie i niech ta miłość do samych siebie będzie całkowicie bezwarunkowa, po prostu bądźcie sobą.

Zapoznaliście się z pięcioma najważniejszymi rzeczami, a teraz zapraszam was do życia bez strachu…

WSPARCIE NIEZALEŻNYCH PORTALI

*Niebieską czcionką zaznaczono odnośniki np. do badań, tekstów źródłowych lub artykułów powiązanych tematycznie.