ZOBACZYĆ SIEBIE…

Zobaczyć siebie… Kilka dni temu, gdy poruszałem się po jednym z miast, dostrzegłem, że pod jednym z wejść do bloków, śpi jakaś osoba. Przeanalizowałem sytuację i pomyślałem, że skoro idę właśnie do sklepu po zakupy spożywcze, to przy okazji wezmę coś dla tej osoby. Czułem, że w ten właśnie sposób mogę w tym momencie pomóc. Dawać wtedy, gdy czujemy, że możemy to zrobić – bez odbierania sobie – to prawdziwa pomoc.

Zaniosłem jedzenie i ucieszyłem się, że ta osoba będzie mogła się wzmocnić. Najwyraźniej głód już doskwierał, bo po chwili były szykowane kanapki. Ucieszyłem się jeszcze bardziej.

Dlaczego więc poczułem, żeby tej osobie pomóc?

Zrobiłem to dlatego, że postawiłem się na miejscu tej osoby – zapytałem samego siebie: o czym bym marzył, gdybym to ja siedział na tym kawałku śpiwora?

Czy nie chciałbym, aby pomocna dłoń się pojawiła?

Zadałem sobie takie pytania i momentalnie pojawiły się odpowiedzi, ale rozumiałem tą osobę tym bardziej, że i ja kiedyś potrzebowałem pomocy.

Zobaczyłem w niej siebie. Siebie siedzącego i czekającego na pomoc, siebie, który kiedyś wypatrywał pomocnej dłoni.

Gdy jechałem autostopem na Saharę (w 2012 roku), to nawet najmniejszy gest wsparcia był dla mnie czymś niezwykłym.

Oto któregoś razu dostałem karton mleka od kierowcy ciężarówki, innym razem ktoś zrobił mi herbatę, a jeszcze innym – dostałem pomarańcze i kawę na stacji benzynowej.

Takich zdarzeń było całkiem sporo, ale za każdym razem były to niezwykłe dla mnie momenty.

Obcy ludzie, zajęci swoimi sprawami, zupełnie ze mną nie związani – małymi gestami pomagali mi odbyć moją podróż.

Cieszyłem się z każdej takiej sytuacji i choć nie zawsze było łatwo – to w takich momentach moja wiara rosła.

Powiedziałbym nawet, że dzięki takim chwilom wciąż wierzyłem, że odległy cel – zobaczenie Pustyni – może się spełnić.

Teraz, gdy byłem w innej sytuacji i zobaczyłem tę osobę – poczułem, że i ja mogę pomóc. Zobaczyłem tam siebie.

Dzień toczył się dalej swoim rytmem, ale w pewnym momencie zacząłem się zastanawiać nad jednym, bardzo ważnym zagadnieniem: dlaczego potrafiłem dostrzec siebie w tej osobie, a nie potrafię zrobić tego samego zawsze, w odniesieniu do pozostałych ludzi?

Oczywiście mogę powiedzieć, że bazowałem na swoich doświadczeniach i dlatego w tej osobie dostrzegłem podobieństwo, ale z drugiej strony – może kieruję się zawężoną perspektywą, bo zapomniałem o wielu zdarzeniach ze swojego życia?

Co by się stało, gdybyśmy zobaczyli siebie w drugim Człowieku – zawsze, bez względu na to, co dana osoba robi?

Co, gdybyśmy zobaczyli siebie w sytuacji, gdy ktoś ‘nam coś robi’?

Drodzy Czytelnicy, przedstawiam te rozważania, patrząc na całe swoje życie.

Widzimy ten świat, widzimy działania innych ludzi, a przecież możemy nie pamiętać lub nie chcemy pamiętać wielu zdarzeń i naszych zachowań z tego, czy poprzednich żyć.

A gdyby jednak okazało się, że wszyscy, których odbieramy w ten czy inny sposób, tak naprawdę przypominają nam o nas samych?

Jak wyglądałby świat, gdybyśmy potrafili dostrzec siebie w innych, a innych – w nas?

Czy wciąż reagowalibyśmy złością na ludzi i wszelkie zdarzenia w życiu?

Czy może z lekkim uśmiechem spojrzelibyśmy na to, co się dzieje i rozumiejąc, że świadomie lub nie – sami powołaliśmy daną sytuację do życia, i teraz – możemy ją zrozumieć, wyciągnąć wnioski i stworzyć coś nowego.

Przyjemnych rozważań Drodzy Czytelnicy,
Andrzej Tomicki

Czytaj także inne teksty tego autora TUTAJ

Wesprzyj niezależne media, pomóż nam przedzierać się z prawdą w gąszczu kłamstw i wszechobecnej propagandy ⇒ kliknij w link: https://www.odkrywamyzakryte.com/wiecej/

*Niebieską czcionką zaznaczono odnośniki np. do badań, tekstów źródłowych lub artykułów powiązanych tematycznie.