Polski przemysł zielarski zaczął bardzo dobrze funkcjonować na rynku europejskim. Polska zajęła nawet drugie miejsce pod względem areału upraw roślin zielarskich. Surowiec ten wykorzystywany do przetwórstwa farmaceutycznego, kosmetologii i do sektora spożywczego, dawał dochody także rolnikom. Cały biznes szedł dobrze, co nie spodobało się zachodnim firmom, które z pomocą Unii próbują z absurdalnych powodów zniszczyć tę branżę.
Polska potęga zielarska
Pod względem areału upraw roślin zielarskich Polskę wyprzedza tylko Francja.
Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi nawet zachęcało polskich rolników do inwestowania w uprawy ziół, głównie rumianku, mięty pieprzowej, kozłka lekarskiego, dziurawca i ostropestu.
Surowce te szeroko wykorzystywano w przetwórstwie farmaceutycznym, kosmetologii i sektorze spożywczym.
Niestety, gdy przetwórstwo zielarskie rozwinęło się na dobre, nagle pojawiły się polskiej i unijne instytucje, które z absurdalnych powodów zakazują sprzedawania ziół i wyrobów na ich bazie, przy tym blokując rozwój polskich firm zielarskich i otwierają rynek dla firm zachodnich.
O szczegółach akcji ataku na przemysł zielarski opowiedziała w audycji Poranek WNET prezes krakowskiego oddziału Herbapolu.
Herbapol na celowniku
Alina Lekstan prezes krakowskiego oddziału Herbapolu w wywiadzie udzielonym dla radia alarmowała o problemach, z którymi boryka się obecnie polska branża zielarska.
Unia Europejska próbuje z absurdalnych powodów zablokować możliwość sprzedawania ziół takich jak np. wrotycz, kozłek lekarski, pestki moreli, a nawet liście szpinaku.
Jest coraz większa ilość wycofywanych surowców z preparatów czy suplementów diety, czy artykułów spożywczych. […] to jest dość dziwne, ponieważ wchodząc do Unii, były ogłoszone oświadczenia zdrowotne zatwierdzone przez Unię Europejską i oświadczenia zdrowotne z tak zwanej listy pending, czyli oczekujące na ocenę i zakazane i my obracamy się cały czas w obrębie tych zatwierdzonych – mówiła w wywiadzie Lekstan.
Prezes krakowskiego oddziału Herbapolu skarżyła się także na wzmożone kontrole Sanepidu i wprowadzanie krajowych zakazów produkcji i sprzedaży preparatów, które w innych krajach unijnych są dozwolone i które po krajowym zakazie pojawiają się na rynku polskim jako produkt importowany:
Podczas ostatniej kontroli [Sanepidu – przyp. red.] Pan nam powiedział, żebyśmy się liczyli z tym, że preparaty na bazie kozłka i preparaty na bazie senesu mogą być wycofane z rynku, ale pending i oświadczenia zdrowotne Unii Europejskiej dopuszczają te preparaty. […] jak zwykle chodzi o pieniądze, czyli o to, żeby coś było tylko lekiem, a nie mogło być suplementem diety i nie mogło być artykułem spożywczym.
Alina Lekstan opowiedziała również o dziwnym piśmie, które firma Herbapol otrzymał od Głównego Inspektoratu Sanitarnego.
Otrzymany list potwierdza tylko, że urzędnicy GIS ignorują polski urzędowy spis leków:
Całkowicie według nas jest ignorowana Farmakopea Polska, natomiast na to się powołują urzędnicy Głównego Inspektora Sanitarnego do przedsiębiorstwa polskiego na dekret króla Belgii. […] podają jego numer, żebyśmy sobie przeczytali, że dekret króla Belgii czegoś tam zakazał albo zabronił i oni się na to powołują.
Poza tym podkreśliła, że takie działania niszczą polski przemysł zielarski, nie tylko prowadząc do upadku firm i odbierając dochody pracującym tam ludziom, ale także godzą w rolników, którzy żyją z uprawy ziół i roślin leczniczych:
[Herbapol – przyp. red.] to jest nie tylko przedsiębiorstwo, które daje pracę polskiemu podmiotowi, utrzymuje ich razem z rodzinami, ale to jest przedsiębiorstwo, które od ponad pięćdziesięciu lat kupuje zioła od polskiego rolnika.
Takie działania polskich i unijnych instytucji pokazują, jak łatwo można zniszczyć rodzimy rynek i wspierać rynek zachodni, jak nierówne traktowanie obowiązuje na terenie Unii Europejskiej, jak szybko likwiduje się dobrze prosperującą branżę na rzecz tej, która przynosi większe zyski (mowa tu o lobby farmaceutycznym i całym ich zapasie lekarstw).
Napisałam do Głównego Inspektoratu Sanitarnego, jak to jest możliwe, żeby podmiot polski z organu polskiego dostał zakaz sprzedaży tego preparatu, a on jest na rynku przez firmę włoską. Otrzymałam informację tak, bo ta firma włoska dostała zgodę na produkcję tego preparatu na terenie Włoch, więc moje pytanie jest – a Włochy to nie jest Unia? Zero odpowiedzi – dodaje Lekstan.
Jaka przyszłość czeka polski rynek zielarski?
Czy wysokie wymagania wkrótce wyeliminują i tak niełatwą w prowadzeniu branżę?
*Niebieską czcionką zaznaczono odnośniki np. do badań, tekstów źródłowych lub artykułów powiązanych tematycznie.